inspiracje misyjne

PO MISJACH...

29 sierpnia 2009

Witajcie, mam na imię Łukasz, choć znajomi mówią mi „Misiek” lub nie wiedzieć czemu, zaczynają mówić „Michał”. Będąc kiedyś na konferencji w Nowej Soli, usłyszałem takie oto słowa: „Nie mów, że kochasz Boga, jeżeli nie kochasz ludzi. Nie mów, że kochasz ludzi, gdy widzisz, jak idą do piekła, a nie robisz nic, aby to zmienić. Nie mów więc, że kochasz Boga, jeżeli nie głosisz Ewangelii”. Przez długi czas te słowa wykonywały we mnie pracę. Owocem ich była decyzja, oddania tych wakacji Bogu, w służbie głoszenia Jego Ewangelii. Czas w którym zaczynałem wakacje, był dla mnie też bardzo ciężki, przez co jeszcze bardziej chciałem uchwycić się Bożej miłości. Postanowiłem więc wyjechać na tyle misji ewangelizacyjnych na ile będę w stanie. Po zaglądnięciu w grafik i skontaktowaniu się z liderami, obliczyłem, że będę w stanie uczestniczyć w pięciu misjach, w: Lęborku, Trzciance, Żarach, Morągu i Krotoszynie – moim rodzinnym mieście. Dzisiaj mogę stwierdzić, że każda z nich była - nie tylko dla mnie, błogosławieństwem i świadectwem Bożego działania. Sprawiał to cichy czas poświęcony osobistej relacji z Bogiem, dzięki któremu każdy z nas mógł wzrastać w Duchu i napełniać się miłością, którą później dzielił się z innymi. Społeczności wszystkich misjonarzy, podczas których mogliśmy oddawać chwałę Bogu, dzielić się Słowem, modlić się wzajemnie o nas i o nasze potrzeby – to stwarzało w nas jedność. Wspólne rozmowy które były bardzo budujące, oraz które nawiązywały relacje wykraczające poza tydzień misji. Natomiast zajęcia z dziećmi, prace społeczne, koncerty, kluby młodzieżowe pozwalały wprowadzać naszą wiarę w czyn, mówić świadectwa i głosić Ewangelie, głosić Jezusa. To wszystko sprawiało, że czuło się obecność Bożą i widać było, że Duch Święty pracuje w sercach wszystkich ludzi. Zarówno u zaproszonych, jak i w samych misjonarzach. Co się tyczy mnie, to już w pierwszych dniach mojej pierwszej misji w te wakacje (a w trzeciej w moim życiu) doświadczyłem Bożej łaski i podźwignięcia. Dzięki temu mogłem później rozmawiać z ludźmi o indywidualnej relacji z Bogiem, o tym, że On nas zawsze kocha i chce przebaczyć każdy grzech, bylebyśmy tylko przeszli do upamiętania i oddali Mu swoje życie. I naprawdę, podczas tych rozmów można było wyczuć, że ludzie z którymi rozmawiam(y), nie napotykam(y) przypadkiem. A ja sam w tym wszystkim, często nie mówię tylko z siebie. Było to dla mnie wielkim świadectwem. Tym bardziej, że później niektórzy z tych ludzi podnosili ręce w modlitwie o zbawienie, a nawet więcej, chcieli z nami dalej jeździć na misje. Czyż takie coś mógłby uczynić człowiek z ludźmi którzy jeszcze przed chwilą często nie widzieli sensu życia? Kolejnym świadectwem Bożego błogosławieństwa, było to, jak wpływał On na pogodę. Pewnego dnia w Żarach mieliśmy roznosić zaproszenia, jednak deszcz padał prawie od samego rana tak, że nie dość że ulice świeciły pustkami, to wystarczyło wyciągnąć zaproszenie, by w kilka sekund było przemoczone. Postanowiliśmy stanąć więc we wspólnej modlitwie, z wiarą i gorliwością. Jak ogromna wdzięczność pojawiła się w naszych sercach, gdy nawet nie po pięciu minutach zauważyliśmy jak Bóg zatrzymuje deszcz. W Krotoszynie natomiast przed jednym z klubów młodzieżowych, który miał odbyć się na dworze, czuć było deszcz w powietrzu, a chmury wyglądały na tyle groźnie, by niektórzy zaczęli opracowywać „plan B”. W końcu postanowiliśmy jednak stanąć razem w modlitwie wyznając, że na Krotoszyn nie spadnie ani kropla deszczu, dopóki nie zakończymy klubu… nie dość że do końca klubu jedyne krople jakie się pojawiały na nas, to krople potu od „Belgijskiego”, ale i do końca misji mieliśmy piękną pogodę. A naszą postawę w modlitwie i to co uczynił Bóg, widzieli też niektórzy z zaproszonej młodzieży i wierzę że dla nich również było to świadectwem. Bóg jest wielki, prawda? Ale to nie wszystko! Podczas misji w Morągu, gdzie Generacja pomagała zagranicznej misji – Nehemia, mogliśmy słuchać świadectw uzdrowień, jak i docierać do wiosek, gdzie prawdopodobnie Ewangelia nigdy wcześniej nie była głoszona. Mogliśmy widzieć łzy ludzi, którzy pierwszy raz usłyszeli, że żywy Bóg ich kocha, ma o nich staranie i ma moc ich uzdrowić. Dzięki działaniom misyjnym o ile bardziej żywe stało się słowo z Ew. Mat 25: 31-46, gdy niektórzy z nas słuchali historii życia ludzi starszych, rozmawiali z dorosłymi o ich troskach, czy też dowiadywali się o problemach i wątpliwościach młodzieży, lub po prostu mogli ofiarować dzieciom drożdżówkę czy zabawkę. Dla tych ludzi naprawdę miało znaczenie to, co dla nich robimy, a raczej to co Jezus i Duch Święty robi przez nas. Naprawdę widziałem jak Jezus daje się poznać tym ludziom, a nam misjonarzom pokazuje coś nowego. Jednak misja to też nie bajka, bo zdarzają się chwile, w których próbują dopaść Cię troski i problemy codzienności. Różnice zdań czy charakterów również zdarzają się wśród ludzi młodych, którzy są przecież niejednokrotnie z różnych środowisk. Czasami bywa ciężko, tym bardziej jeżeli jest to Twoja pierwsza lub któraś z rzędu misja. Jednak wspanialsze i większe jest to, że zawsze możesz liczyć na pomoc i wsparcie liderów, czy też innych misjonarzy. A nasz Bóg przecież jest Bogiem posilenia, zaopatrzenia i jedności. Więc jeżeli się mu poddamy, wszystko będzie dobrze. Bo to tam gdzie kończą się nasze możliwości i siły, tak naprawdę On może objawić się w pełni. Dzięki misji też bliższe stają się słowa z listu do Filipian 4:12-13. Gdy jesteśmy doświadczani w różnych rzeczach. Bo trafiały się dni, gdy na kolacje była pizza, jak również dni gdy z dziękczynieniem jadło się po prostu chleb z dżemem czy pasztetem, lub gdy się pościło. Były wieczory, że po ciężkim dniu można było wejść pod ciepły prysznic, jak również dziękowało się Bogu za możliwość wymycia się pod zimną wodą. Był czas okazywania posłuszeństwa i pokory względem liderów, jak również czas wyrabiania cierpliwości względem ludzi, z którymi byłeś za coś odpowiedzialny. Był czas głoszenia Ewangelii w rozmowach indywidualnych, jak i czas nauki obsługi kosiarki do trawy, czy malowania płotu. Był czas odbierania Słowa od Boga, jak i czas mówienia innym o Słowie Bożym… Po tym, co przeżyłem i widziałem w ciągu tych pięciu tygodni, wiem że Bóg jest wczoraj, dzisiaj i na wieki, taki sam. Wiem, że tak samo działa i tak samo potrzebuje ludzi, którzy będą o nim świadczyć tak jak kiedyś. I może powiesz, że nie każdy jest z powołania ewangelistą czy misjonarzem.. i racja. Ale każdy jest powołany do głoszenia Ewangelii i każdy ma jakąś służbę w Jego Królestwie. A po sobie i po świadectwie innych wiem, że misja może pomóc Ci przełamać się w głoszeniu Dobrej Nowiny na co dzień. Może pomóc Ci wyzbyć się „kompleksu chrześcijanina” który niejednokrotnie jeszcze możesz posiadać. Może pomóc Ci w odnalezieniu swojej służby i swojego miejsca Bożym Królestwie, bo przecież na misji jest miejsce na uwielbianie, katechezę, prace społeczne, pracę z młodzieżą, duszpasterstwo, modlitwę - bez której ani rusz, no i ewangelizację. Musisz mieć tylko świadomość i nastawienie, że misja to nie takie tanie wakacje, okres szukania męża czy żony, czy też taka chrześcijańska moda. Misja to czas gdy oddajesz się Bogu, by mógł Cię zmieniać i przez Ciebie działać, na Jego chwałę. Po to by Ewangelia doszła po krańce ziemi, w miejscach, gdzie to Henio mówi dobranoc. Bo za czas który przeznaczysz na budowanie Królestwa, Bóg odpłaci Ci wielokrotnie więcej, niż za czas spędzony na zwykłych rozmowach ze znajomymi, graniu w gry, opalaniu się, oglądaniu TV, czy dodawaniu nowych zdjęć i komentarzy na n-k. Czy musisz jeździć na misje by być dobrym chrześcijaninem? Szczerze odpowiadam Ci: Nie, nie musisz. Teraz to Ty decydujesz co zrobisz z tym, co mówi do Ciebie Bóg. Ja Cię mogę tylko zachęcać. Ale pamiętaj… „Nie mów, że kochasz Boga, jeżeli nie kochasz ludzi…”.

dodał: Łukasz Michalak (Krotoszyn)

TU JESTEŚ POTRZEBNY(A)- MISJA

11 listopada 2008

Do udziału w misji namówiła mnie przyjaciółka ,Marcelina(za co bardzo jej dziękuję). Nie wiedziałam za bardzo na czym ona polega, tylko tyle, że polega na pomaganiu innym i to mi w sumie wystarczyło. Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w takiej misji, gwarantuję, że jak raz pojedziecie to na pewno zapragniecie uczestniczyć jeszcze w wielu. Jestem wdzięczna Bogu, że dał mi możliwość uczestniczenia w tej misji, poznania tylu niesamowitych ludzi oddanych służbie Bogu. Bardzo podoba mi się dewiza Generacji Twardzieli: NAJPIERW POKAŻ, ŻE ŻYJESZ INACZEJ, A DOPIERO POTEM MÓW DLACZEGO. Jestem osobą, która czuje się szczęśliwa, gdy jest użyteczna, po prostu potrzebuję czuć się potrzebna. Jeśli jesteś taką osobą to misja jest dla Ciebie. Tam każda para rąk i ochocze serce jest potrzebne. Wbrew pozorom to jest męcząca praca fizyczna, wczesne wstawanie, napięty grafik, mało czasu wolnego, gwarantuję, że będziecie wyczerpani po tygodniu, ale czym to jest w porównaniu z satysfakcją i niesamowitą radością, gdy widzicie, że ktoś naprawdę to docenia, że ktoś dziękuje Bogu za to, że zechcieliście poświęcić swoje wakacje by pomóc ludziom, których świat już dawno skreślił, ale dla Boga są oni tak samo istotni jak każdy z nas. Nie sztuką jest zrobić coś dobrego dla kogoś bogatego, znanego, ale poświęcić swój czas i uwagę, by pokazać i powiedzieć osobie, która często nie ma nikogo, na kogo mogłaby liczyć, która jest biedna i często schorowana, albo sięgnęła dna. Ta niesamowita radość dzieci, które cieszą się z tego, że jest ktoś, kto je kocha, że Bogu na nich zależy. To sprawia, że na prawdę chce się żyć. Szczerze polecam wszystkim, żeby stali się Bożymi misjonarzami, twardzielami, którzy się niczego nie ulękną. Dziękuję mojej drogiej przyjaciółce Marcelinie Osieczko, że zachęciła mnie do udziału w misji, mojemu kochanemu małżonkowi, że pozwolił mi pojechać pomimo tego, że byliśmy dopiero miesiąc po ślubie ,naszej liderce Beatce Skrzypczak, że potrafiła wydobyć z nas to co najlepsze, moim drogim przyjaciołom, których dane było mi tam poznać, zborowi w Skawinie a szczególnie Reni Bieniek, że nas tak cudownie ugościli i byli dla nas ogromnym wsparciem.

dodał: Estera Siewniak-Ciura (Chrzanów)

PO KONFERENCJI GT: MISJOMANIA 2008

11 listopada 2008

Dla mnie ta konferencja była pewnym przełomem...to niesamowite, ale czuję, że w moim życiu nadszedł okres zmian, że Bóg dopiero teraz zacznie mnie używać. Przeżyłam coś niezwykłego. Otrzymałam dar języków, o który zabiegałam od kilku miesięcy. Podczas uwielbienia odczuwałam obecność Ducha Świętego. Wiem, że On działał na tym miejscu, że nas zmieniał i, że będziemy teraz pełni Jego mocy i gotowi do głoszenia innym Dobrej Nowiny!

dodał: Ewa

BÓG DZIECI NARNII

9 listopada 2008

„To, co stało się wczoraj, otworzyło mi oczy, moje serce zaczęło skakać z radości. Otóż, wieczorem, odbywał się klub młodzieżowy, ale zamiast młodzieży do klubu przyszło około 30 dzieci. Najstarsze z nich miało około 11 lat, najmłodsze chyba 6. Wszyscy zaczęli się rozglądać i zastanawiać, czemu zamiast nastolatków pojawili się kilkulatkowie. Bóg jest wielki! Nigdy o tym nie można zapominać. Generacja przedstawiła scenki i opowiedziała Ewangelię. Juz w połowie dzieci zaczynały płakać. To było tak niezwykłe, że nie wiem nawet jak to ująć w słowach. Później wszystkie dzieci wyszły na środek, a my modliliśmy się za nie. Te płakały coraz mocniej. Zapytałam jedną dziewczynkę, miała może 7 lat, czemu płacze, a ona na to, że to Bóg sprawia, że On ją tak wzruszył. Pytam czy chce się o coś pomodlić, a ona, że tak, by Jezus zawsze ją kochał.” – Tak napisała Magda Shamiri, liderka łódzkiej młodzieży o tym, co wydarzyło się wśród dzieci podczas wizyty Generacji T. w Misji na Gdańskiej 29. Jestem przekonana, że po takich wydarzeniach, emocjach, wielu może zadać sobie pytanie – Czy to było jednorazowe przeżycie? Nie, jeśli to żywy Bóg zadziałał w sercach tych dzieci. Na spotkaniu, które opisuje Magda byli również wychowankowie Klubu „Dzieci Narnii” działającego w Misji Nowa Nadzieja od Grudnia 2007r., oni też wychodzili do przodu, modlili się, podejmowali decyzję o tym, aby iść za Panem Jezusem.Od października rozpoczęliśmy w Narnii regularne zajęcia. Od pierwszego dnia Bóg pokazywał nam, że drzwi do serc naszych „narniowych” dzieci są otwarte. Po raz pierwszy mogliśmy otwarcie modlić się z nimi, to one pilnowały modlitwy przed posiłkiem między zajęciami, a przede wszystkim można było zaobserwować w nich delikatną przemianę. To jasne, ze z dnia na dzień nie stali się grzeczni i bezproblemowi, wciąż bowiem przebywają w tym samym środowisku, mają te same, często dysfunkcyjne rodziny, a jednak w ich oczach można było zobaczyć oprócz ulicznego łobuzerstwa – Bożą iskrę.Na ostatnich zajęciach każdy z nas rysował swój autoportret, na którym miał zaznaczyć cechy, rzeczy, które go szczególnie wyróżniają. Prawie połowa dzieci napisała o sobie: „KOCHAM BOGA”. „Co to dla Ciebie oznacza” – zapytaliśmy jedną z dziewczynek. „To znaczy, że mogę Mu ufać, że kiedy modlę się do Niego – pomaga mi...”Bóg widzi te małe, poranione już serca i wysłuchuje je, wybacza im to, co złe i daje bezpieczne schronienie w Narnii, po tym co zasiała Generacja T.

dodał: Gosia Głaz (Łódź)

KRÓTKO I NA TEMAT :)

20 października 2008

Na misji w Katowicach doznałem wielkiego, Bożego działania. Najbardziej podobały mi się wspólne wyjścia pod przejście podziemne i wspólne śpiewanie w jedności. Przeprowadziłem również kilka ankiet. Podczas jednej rozmowy starszy pan oddał swoje życie Bogu. Ogólnie bardzo podobało mi się misja i pozdrawiam wszystkich jej uczestników!

dodał: Patryk Piega

SKAWINA I BIAŁOPOLE RAZEM :)

20 października 2008

W Skawinie bardzo zaskoczyło mnie to, że już pierwszego dnia ktoś do nas przyszedł :) Mimo, że padał deszcz i koncert był w kaplicy, a nie w parku. Byłam bardzo zachęcona postawą tych dziewczyn z osiedla. Chciały nas słuchać, rozmawiały z nami, a przede wszystkim chciały poznać Boga:) I cieszę się, że mogłam służyć naszemu Panu również przez pomoc innym tzn. w pracach społecznych, bo na innych misjach nie miałam takiej możliwości:) I to było naprawdę fajne :DCo do Białopola to był to dla mnie naprawdę niesamowity czas. To była już druga misja w Białopolu i po prostu wiedziałam, że będzie mega fajnie, ale było jeszcze fajniej :D I też zachęcił mnie pierwszy wieczór, bo mimo tego, że padał deszcz to przyszło kilka osób :) I w ogóle to zawsze ktoś przychodził i nas słuchał :D I tak ogólnie to bardzo Was wszystkich kocham :D I cieszę się, że mogliśmy mieć taki dobry czas z naszym Panem i ze sobą nawzajem :)

dodała: Beata (Chełm)

BOŻY PLAN

20 października 2008

Te wakacje były dla mnie czasem niesamowitym. Niesamowitym, bo spędzonym z Bogiem i dla Niego. Miało być zupełnie inaczej. Miałam wyjechać do Anglii, do pracy jednak na krótko przed planowanym wyjazdem zrezygnowałam i wiem, że to był początek prowadzenia Bożego w te wakacje. Wyjechałam na "Decydujący Moment" i planowałam pewne misje, ale nie wiedziałam, czy uda mi się na nie pojechać, czy nie. Bóg jest Bogiem cudów i niespodzianek i lubi nas zaskakiwać we wspaniały sposób. Zaczęło się od tego, że moja siostra rozmawiała przez telefon z jednym z liderów misyjnych. Okazało się, że ma 4 osoby na misji... Spytał "A wy dziewczyny gdzie jesteście? W domu?! To na co czekacie?! Przyjeżdżajcie!!!" No cóż... moja siostra stwierdziła, że musi się wydarzyć podwójny cud - muszą jej z nieba spaść pieniądze i... mama musi się zgodzić... Na drugi dzień poszłyśmy na grupę domową i do mojej siostry podchodzi jedna z sióstr z naszego kościoła... Wcisnęła jej coś w rękę i mówi: "wiesz, że ja nie mogę pojechać na misję, ale chcę Cię jakoś wspomóc..." Pierwszy cud - spełniony!!! Super, więc pozostaje rozmowa z mamą. Mama powiedziała, że ją puści na misje pod warunkiem, że ja też pojadę. Takie warunki to można mi stawiać :D tak się zaczęły wyjazdy na misje, których zupełnie nie planowałam, a były niesamowicie błogosławionym czasem. Janowice Wielkie, potem prosto do Lęborka - z resztką pieniędzy i niewielką ilością ciuchów jaką zabrałam tylko na pozostałe dni misji w Janowicach... Później musiałam wrócić do domu do pracy, ale odwiedziłam jeszcze misje w Łebieńcu i Toruniu... Każdej podróży i każdej misji towarzyszyło wiele niesamowitych sytuacji, ale ja chciałam oddać chwałę Bogu, że niósł mnie w te wakacje według swojego planu, a nie moich:) Misje to czas cudów. Cieszę się, że mogłam ich doświadczyć osobiście, a nie tylko o nich słyszeć :D

dodała: Dorota (Toruń)

BÓG UZDROWICIEL

20 października 2008

Kiedy byliśmy na misji w Katowicach i akurat mieliśmy występ w parku Chorzowskim, tak wczułam się przy grze w jednej dramie, że gdy już było po wszystkim, zorientowałam się, że okropnie boli mnie kolano. Nie wiedziałam co to jest, ale bolało tak, że nie próbowałam nawet wyprostować nogę, a jak chodziłam to czułam, jakby mi coś przeskakiwało w środku. Wtedy parę osób z grupy zaczęło się mnie pytać co się stało i po krótkiej rozmowie postanowiliśmy się o to pomodlić. Jednak po zakończonej modlitwie nic się nie stało. Jakieś 5 minut później zebrała się wokół mnie większa grupka ludzi i ponownie zaczęliśmy się modlić. Kiedy skończyliśmy to stanęłam na nodze i stwierdziłam, że nic mi nie jest i mogłam znowu normalnie chodzić. Wtedy jedna z osób, która modliła się ze mną za pierwszym razem powiedziała mi, że na chwilę straciła wiarę w to, że mogę zostać uzdrowiona. To było niesamowite przeżycie dla mnie i świadectwo dla ludzi, z którymi mogłam się tym podzielić, kiedy poszliśmy przeprowadzać ankiety:):)

dodała: Misjonarka

BOŻE WYNAGRODZENIE

20 października 2008

Misja w Białopolu była moją pierwszą w życiu misją GT. Zdecydowałam się wziąć w niej udział, ponieważ chciałam choć część wakacji poświęcić pracy dla Boga. Był to błogosławiony pod każdym względem czas. Pan obdarzył nas ładną jak na te wakacje pogodą ;) Na wieczorach GT z każdym dniem pojawiało się więcej osób, które oglądały dramy, słuchały naszych świadectw i pieśni. Widzieliśmy jak wiele z tych osób było dotkniętych tym, co zobaczyło i usłyszało. Misja to czas, w którym trzeba być zmobilizowanym i gotowym do usługiwania mimo zmęczenia, ale wszystko to Bóg wynagradza w niesamowity sposób. Z Białopola wróciłam ubogacona, Bóg wiele mnie nauczył. Cieszę się, że miałam możliwość w różny sposób wyznawać, że to właśnie On jest Panem mojego życia. Zgadzam się ze zdaniem, które kiedyś usłyszałam: "Na misji trzeba dużo dawać z siebie, ale jednocześnie dużo bierze się dla siebie." Zachęcam Was do jeżdżenia na misje, bo wierzę, że jest to czas, w którym Bóg zmienia serca... i osób, do których jedziemy i nasze. A oprócz tego starajmy się, aby nie tylko te kilka dni na wakacjach, ale całe nasze życie było jedną wielką misją. Amen :)

dodała: Basia Łach (Przemyśl)

NAWET DESZCZ NIE PADAŁ

6 października 2008

Misja w Skawinie była moją pierwszą misją GT. Wiele słyszałam wcześniej na temat tego, jak wygląda dzień misyjny i o co w tym wszystkim chodzi, więc wiedziałam, gdzie i po co jadę, a także co będę tam robić. Moim zadaniem była przede wszystkim służba wśród dzieci. Praca z dziećmi polegała na opowiadaniu historii biblijnych i uczeniu ich tego, że jest ktoś, na kim mogą polegać. Spotkania te odbywały się na świeżym powietrzu, więc byliśmy zależni w pewien sposób od pogody. Przez cały tydzień padał deszcz, jednak Bóg był z nami i zawsze, kiedy mieliśmy spotkania z dziećmi, deszcz nie padał, a nawet wychodziło słońce. Bóg przyznawał się do nas i do tego, co robiliśmy i to było niesamowite. Praca z dziećmi z najbiedniejszych rodzin nie jest łatwa. Są one nie raz "przyzwyczajone" do bicia, przekleństw i alkoholizmu, więc zwrócić ich uwagę na historię biblijną i mówienie im o tym, że jest ktoś, kto chce się nimi opiekować, nie było łatwe. Bóg jest wielki i Jego wielkość objawiała się i na tej misji. W ostatni wieczór Bóg dał mi modlić się z dwiema dziewczynkami, które w tej modlitwie przyjęły Jezusa do swojego serca. Było to niesamowite, jakby zapieczętowanie mojej pracy w tym tygodniu. Najlepsze w tym jest to, że te dziewczynki do tej pory czytają biblię i modlą się, a na dodatek modliły się z innymi dziećmi po naszym wyjeździe. Misja jest czasem ciężkiej pracy, ale daje też ogromną satysfakcję. Do tego spotyka się niesamowitych ludzi, którzy poświęcają swoje wakacje, pieniądze na to, by wypełniać Boże dzieło. W przyszłym roku na pewno będę się starać by być na misji i mam nadzieję, że GT będzie również w moim mieście.

dodała: Marcelina Osieczko (Żywiec)

BYĆ JAK DZIECKO

6 października 2008

Czas GT w Łodzi charakteryzował się jak dla mnie czterema rzeczami, które były godne zapamiętania. A więc… Ludzie: przyjechali z różnych części Polski, niektórzy wcześniej się nie znali, musieli ze sobą przebywać i znosić się nawzajem, a w końcu musieli działać w jedności. Walka: ze zmęczeniem, brakiem wystarczającej ilości snu i często z własnymi ludzkimi słabościami. Dzieci... I ten wieczór obecności Boga w trakcie przedstawiania scenek. Sala pełna dzieci i wszyscy wiedzieli czemu takie wzruszenie. Tyle łez, na pewno nie z powodu takiego a nie innego miejsca spotkania, brawurowego kunsztu aktorskiego, czy jakiejś innej przypadkowości. Nadzieja i chwile zastanowienia… U Boga nie ma przypadku, że to tak się potoczyło, że dane mi tam było być, widzieć i słyszeć to wszystko, że przeżywałem to, i że teraz mogę o tym mówić, ponieważ Bóg przypomniał mi, i uważam że to było jednym z wielu przesłań działalności generacji-t. w Łodzi, iż mamy Mu (Bogu) ufać jak dzieci. Mimo wieku i doświadczenia, jakie posiadamy, mimo tego kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy, zawsze mamy pozostać dziećmi tzn. mamy charakteryzować się mentalnością dziecka, ufnością, postawą pełną nadziei, okazywaną w prostocie serca i umysłu...

dodał: Michał Banasiak (Łódź)

DZIECI PAMIĘTAŁY MOJE IMIĘ - NAMYSŁÓW

29 września 2008

Wiem, że może powinnam tutaj pisać bardziej ogólnie, ale ta misja była najbardziej przełomowa w moim życiu, więc napiszę też o moich osobistych przeżyciach. Może jednak na początku coś ogólnie o misji. To była moja trzecia misja w tym roku i jak na dwóch poprzednich, pierwszy dzień był specyficzny. Kiedy wieczorem przyszliśmy do parku, gdzie wszystko miało się dziać, okazało się, że nie mamy prądu. Nie byliśmy w stanie zrobić nic, a przynajmniej tak by się wydawało. Nie poddaliśmy się jednak. Stanęliśmy w około 10 osób z gitarą i na całe gardła zaczęliśmy śpiewać. Ktoś pobiegł po baterie i dramy przedstawialiśmy przy muzyce z bumboxa. To wszystko przyciągnęło uwagę ludzi, którzy nas oglądali i słuchali. Niezwykłe było też to, czego doświadczyliśmy z dzieciaczkami. Pamiętały nas z zeszłego roku i wyjątkowe dla mnie osobiście było to, że kiedy tylko mnie zobaczyły, przybiegły do mnie, zaczęły się przytulać i pamiętały moje imię. Przychodziły codziennie na zajęcia dla nich, ale też na wszystkie "wieczory".
Przedostatniego dnia bardzo padało i zastanawialiśmy się co robić. Lider postanowił, że mimo wszystko pójdziemy do parku. Okazało się, że wszystkie osoby, które przychodziły przez cały tydzień juz czekały...Mimo deszczu... Ten wieczór i kolejny także skropiony deszczem, były najbardziej owocne. Nawet na niedzielnym nabożeństwie pojawiło się kilka osób z miasta. To był cudowny widok!
Teraz troszkę prywaty... Na tej misji byłam pomocnikiem lidera, ale bałam się tego zadania. Kiedy Piotrek (lider) prosił mnie żebym coś powiedziała do misjonarzy, to nie chciałam i bałam się, bo myślałam, że nie potrafię. Bóg więc postanowił pokazać mi przez pewną sytuację, że potrafię, bo Piotrek rozchorował się i przez praktycznie 2 dni musiałam pełnić nie tylko obowiązki pomocnika, ale i lidera. To była wspaniała lekcja. Bóg ma naprawdę niezwykłe sposoby na to, żeby uczyć nas zaufania do siebie i całkowitego polegania na Nim.

dodała: Aga Śliwa (Białopole)

BOŻE RAMIONA

28 września 2008

W tym roku była organizowana misja w Katowicach, na której mogłam być. Spędziłam tam dobry czas. Wiele się działo i dużo mogłam się nauczyć. Był jednak jeden taki wieczór, który szczególnie dotknął się mojego serca. Była to modlitwa o tych, którzy chcieliby poczuć Bożą miłość. Bardzo tego zapragnęłam. Modliła się o mnie Gosia (liderka) i czułam w tedy taką Bożą obecność. Czułam, że Bóg trzyma mnie w swoich ramionach. Poczułam, że On jest zawsze obok mnie i Jego wielką miłość mimo tego, jaka jestem. Bardzo się cieszę, że mogłam być na tej misji.

dodała: Daria

WAKACJE PEŁNE BOŻYCH INSPIRACJI

28 września 2008

Te wakacje były dla mnie niesamowite w pełnym tego słowa znaczeniu! Bóg jest wspaniały… ach cudowny… Byłam na trzech misjach. Czas był genialny, nie da się tego wyrazić w słowach:) Bóg w całej swojej wielkości na każdej z tych misji manifestował swoją moc w moim życiu. Jestem wdzięczna Bogu, że powołał mnie do służby właśnie na misji. To było cudowne uczucie i wielka radość, kiedy widziałam, jak Bóg dotyka się serc tylu ludzi. Ludzie, którzy na początku przychodzili na nasze działania nie chcieli przyjąć tego, co mówiliśmy do swoich serce. Śmiali się z tego, co mówiliśmy.
Kiedy w ostatnie dni podchodziliśmy do nich i rozmawialiśmy z nimi, oni płakali. Mówili, że szukają Boga. I naprawdę było to dla mnie to wzruszające. Jestem pełna wdzięczności Bogu, że mogłam podzielić się z innymi tym, co dostałam od Boga, tymi wspaniałymi skarbami, jakimi mnie obdarował. Odczułam w tym Boże prowadzenie, zrozumiałam, że misja to całe moje życie. Kocham to robić! Kocham ludzi, z którymi mogę rozmawiać o Bogu, którym mogę świadczyć o Nim! Kocham Boga za to, że mi to umożliwił!
Przed wyjazdem na moją pierwszą w tym roku misję, modliłam się, aby Bóg pokazał mi szczególnie ludzi z takimi problemami, jakie ja kiedyś przeżywałam. A mianowicie alkoholizm w rodzinie. No i spotkałam pewnego chłopaka. Na początku nie chciał ze mną rozmawiać, słuchać. Ale nagle w rozmowie z nim odczułam, że mam powiedzieć mu co przeżyłam. Okazało się, że on ma ten sam problem w swojej rodzinie. Mogłam powiedzieć mu, co Bóg uczynił dla mnie w tej kwestii. Na koniec naszej rozmowy ten chłopak miał oczy pełne łez. Ja wierzę, że coś się stało w jego sercu. Później dosiadła się do nas pewna kobieta. Miała również ten sam problem. Poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Słyszała chwilkę mojej rozmowy z tym chłopakiem. Więc zaczęłam z nią rozmawiać. Poprosiła mnie o modlitwę. Po modlitwie powiedziała mi, że nie płakała od dziesięciu lat! Nie wiem, co mogę jeszcze napisać... Wakacje spędzone na misji to jak dla mnie najlepsze wakacje jakie może wymarzyć sobie młody człowiek:) Bóg jest wielki i dziękuję Mu za to, że powołał mnie do misji. Znalazłam swój cel w życiu, służbę, którą kocham. Te wakacje były przełomem w moim życiu w wielu kwestiach dotyczących mnie (podjęłam decyzję, aby iść na Akademię Zdobywców, gdyż chcę kształcić się w kierunku misji). Chce się w tym rozwijać i oddawać tym Bogu chwalę:) Na misji Bóg wlał w moje serce także moją szkoła, klasę. Razem z moją przyjaciółką, z którą także byłam na misji, już zaczęłyśmy się modlić o to regularnie. Rozpoczęłyśmy modlitwy w szkole, i nawet nasze trzy koleżanki, które nie przyjęły jeszcze Jezusa do serca, modlą się razem z nami! Chwała Bogu za to! Mu należy się największe uwielbienie i największa adoracja z głębi naszych serc! Pozdrawiam :)

dodała: Karolina Jasińska (Głogów)

BÓG ZAOPATRZENIOWIEC, BÓG POSILENIE

27 września 2008

Kolejne wakacje. Uwieńczenie męczarni roku szkolnego;) Zaczęło się miło... Tuż przed wyjazdem na misje kolega z klasy powiedział mi coś, co niesamowicie zmotywowało mnie do wakacji na misjach. "Nie wiem, czy to Ty postawiłaś na mojej drodze Boga, czy to Bóg postawił na mojej drodze Ciebie". Nie spodziewałam się tego. Dwa dni przed misjami okazało się, że nie ma kasy... Znaczy było 150 zł... Tyle było mi potrzebne na same pociągi... Myślałam "Boże, przecież ja chciałam całe wakacje spędzić na misjach! Dlaczego pieniądze mają mi stanąć na drodze do wykonania tego, co zamierzyłam!". Już powoli zaczynałam myśleć, z których misji zrezygnować... Taaa, wiem, wprost przeogromną wiarę miałam;) Ale na szczęście Bóg dał mi coś więcej:) Więcej, niż moja, jakby nie patrzeć słaba, wiara w tej kwestii. Jeszcze tego dnia dostałam 400 zł od przypadkowych ludzi... Tak! Bóg jest dobry! No to jedziemy!!! Każda z tegorocznych misji była dla mnie wyjątkowa. Podczas każdej z nich poznałam wspaniałych ludzi... "Kiedyś dalecy, teraz sobie bliscy...". A także spotkałam "starych" znajomych;) Również wiele mogłam doświadczyć w relacji z Bogiem. Mimo, że momentami byłam już naprawdę zmęczona, czy też zniechęcona, to Bóg dawał siłę. W te wakacje mogłam poznawać Boga Zaopatrzeniowca, Boga Posilenie, Boga, który potrafi się objawić w pełni swojej mocy, kiedy ja nie mam sił...:) Bo On jest dobry!
Dzisiaj, kiedy tak myślę o tych wakacjach, to mogę powiedzieć, że były takie, jakie sobie wymarzyłam:) Bóg spełnia marzenia. A teraz zaczynają się studia... Czyli misja trwa nadal;) Bo w końcu czekamy na przebudzenie., które musi się zacząć od nas. Które przyjdzie wtedy, kiedy będziemy bez przerwy szukać Boga. Teraz, w każdym środowisku, w szkole, pracy, domu, na podwórku, czeka na nas trudniejsze zadanie, niż w wakacje. Teraz pokażmy wśród "swoich", że MOŻNA ŻYĆ INACZEJ!!!

dodała: Ania Sobczak ( Żary)

* * * a r c h i w u m - r o k 2 0 0 7 * * *